O. Symeon - Misje w Boyali 01.03.2023r.

1.03.2023

Bimbo, RCA  

   Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Piszę do Was po dość długiej przerwie, bo ostatnie dni spędzałem poza domem i nie miałem możliwości, by podzielić się z Wami nowinami. Wpierw jednak uczynię zadość małej obietnicy, którą złożyłem przy okazji ostatniego maila… a wiec o kilku perłach, które pomagają nam zobaczyć sens naszej misji. Nie szukając daleko zwracam me oczy ku tercjarzom. Myślę, że jak wszędzie, większość z tych naszych braci i sióstr to bardzo poczciwi chrześcijanie. Wierni Kościołowi, pobożni, skromni i prości. Także u nas te charakterystyczne cechy naszych współtowarzyszy franciszkańskiej drogi budzą w nas uznanie i radość. Wśród nich jest pewien papa Tymoteusz ze swoją żoną, także tercjarką. Mieszkają w małej miejscowości, w lesie, oddaleni ok 25km od stolicy. Żyją jak wszyscy mieszkańcy tejże wioski, bardzo ubogo, z pracy rąk własnych. Mają swoje pole gdzie uprawiają maniok, banany i inne warzywa. Jako że mieszkają w lesie, trudnią się także wycinką i sprzedażą drzewa na opał. Bywa, że przy okazji naszych wizyt, obdarowują nas owocami swojej pracy. Nie o tym jednak chciałbym pisać. Nasi tercjarze żyją w sakramentalnym związku małżeńskim, co jest tutaj bardzo rzadkie. Stąd to są wśród małego procentu chrześcijan z tejże wioski, którzy przystępują do sakramentów (pokuty i Eucharystii). Już kilka razy odwiedzili nas w Bangui (przy okazji odwiedzin u dzieci mieszkających w stolicy) i za każdym razem wypraszali nasz przyjazd na wioskę z sakramentami. Gdy przyjeżdżam do ich wioski, są pierwszymi, którzy przychodzą do kaplicy, klękają na posadzkę, przygotowują się do spowiedzi i przystępują do sakramentu. Później, w czasie Mszy przyjmują Ciało Pański i po wszystkim, pełni wdzięczności nas żegnają, prosząc o rychły powrót. Jest to postawa godna podziwu. Widzę tu prawdziwe pragnienie życia sakramentalnego, w warunkach i klimacie (rzekłbym pogańskim) tak wymagających. Po takiej wizycie, rodzi się w sercu słuszne przeświadczenie, że dla tych ludzi warto tam jeździć. Ich postawa i przykład motywują. Są też liczni ubodzy, którzy przychodzą do naszego domu podzielić się swoimi zmaganiami, troskami i prosić o jałmużnę. Jest ich wielu: niepełnosprawni, niewidomi, sieroty, starcy… Ci ludzie, czasem chrześcijanie a czasem nie, bardzo mocno zachowują w pamięci każdy gest dobroci im wyświadczony. Józef, kaleka na wózku z pedałami obsługiwanymi rękami, wspomina, że to, iż ma dziś mały domek, miejsce, które jest jego, jest zasługą jednego z braci, który opowiedział o nim w Polsce, zebrał fundusze i opłacił małe poletko gdzie murarz postawił małą chatkę (koszty są nieporównywalnie mniejsze niż te ponoszone przy takiej inwestycji w Polsce). Inny, Emmanuel wspomina, że to, kim jest dzisiaj zawdzięcza braciom. Jest ona ofiarą zamieszek wywołanych w kraju w 2013 roku. Został zraniony odłamkiem, który uszkodził mu część kręgosłupa powodując niepełnosprawność. Bracia podjęli się swego czasu opieki nad nim i jego bratem oraz siostrą. Są inni, którzy wspominają braci, jako szafarzy sakramentów bądź tych, którzy głosili im Słowo. Bracia zaś często wspominają te momenty, które dokonywały się ciszy i w cieniu: odwiedziny u chorych z Komunią świętą, Wiatyk dla umierających, chrzty na łożu śmierci, czy też głębokie spowiedzi. Te drobne gesty wdzięczności i pamięci (zwłaszcza pamięci, tak trwałej i niezmywalnej!) Są kolejnym bodźcem, by powiedzieć, że nasza obecność przynosi widzialne owoce, i jest niezbędna. Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie sposobnością, by towarzyszyć mojemu bratu, Barnabie, na jego misji w Boyali, i przyglądać się jego gorliwości w podejmowaniu zadań, które zostały mu powierzone. Misja w Boyali jest trudna. Dom braci znajduje się 1,5km od wioski, gdzie zbudowano kościół parafialny. Bracia żyją więc na uboczu, z dala od ludzi. Jest to przykre doświadczenie. Takie warunki odziedziczyliśmy po księżach, którzy posługiwali tam wcześniej. Jako że fr. Fabien, wyjechał na dwa tygodnie urlopu, Barnaba został sam. Zrodził się więc pomysł, by mu towarzyszyć przez ten czas. Były to chwile ubogacające. Trudno jakoś ponazywać i uwznioślić to co się działo. Dni upływały nam na codziennej wiernej modlitwie, na przygotowywaniu posiłków, na rozmowach, lekturze i drobnych posługach duszpasterskich (poranna Msza, czwartkowa adoracja, piątkowa Droga Krzyżowa, sobotnia spowiedź, i doglądanie katechezy prowadzonej przez katechistów). Najistotniejszym elementem tego czasu było bycie razem, towarzyszenie. Myślę, że temu, kto nie doświadczył życia w międzynarodowej wspólnocie na misjach, trudno zrozumieć wagę „polskiego spotkania przy kawie”. Nie będę próbował tego wyjaśniać. Kto doświadczył, ten wie. W tym czasie przypadał tłusty czwartek, toteż zintensyfikowaliśmy to polskie doświadczenie poprzez spotkanie Polaków na misji w Boali, u Kordiana. Były pączki, kawka a nawet kiszona kapusta!Dziś już żyjemy rzeczywistością Bimbo, mojego domu. Wczoraj dotarł do nas z Rafai Hieronim, który przyleciał na dwa tygodnie z braterską wizytą do naszych trzech wspólnot (Bimbo, Boali i Boyali). Jest to w zasadzie czysto braterskie spotkanie, ale nie zabraknie grubych spraw, które musimy przedyskutować, zwłaszcza w kontekście naszej dalszej działalności, jako Fundacja Braci Mniejszych w RCA. Musimy wspólnie nakreślić priorytety i zastanowić się jak zaszczepić nasz Zakon w RCA w perspektywie coraz słabszej obecności misjonarzy. Kulminacyjne spotkanie wszystkich braci zaplanowane jest na niedzielę 5 marca w Boali. Później Hieronim zainstaluje się u nas, w Bimbo, by zrobić konieczne zakupy, spotkać się z kim trzeba no i zacieśnić nasze braterskie więzi. Na 13 marca przewidziany jest jego wyjazd samochodem w kierunku Rafai, czyli ponad 900km drogi. Ma tydzień, by dojechać, bo zapowiedział swój powrót na niedzielę 20 marca w Rafai. Niech te sprawy znajdą swe miejsce w Waszych sercach i modlitwach. Bogu zawierzamy naszą misję i naszą przyszłość. Niech Maryja wyjedna nam łaskę zasłuchania w szept Ducha, który mówi do Kościoła
Błogosławię+
Ps. Zdjęcia z misji w Boyali